I swietnie smakuje z Belikin Beer lub innym jamajskim Red Stripem.
Tak wygladaja wieczory na wyspach. Ale w dzien tez nie brakuje emocji. Trzeba bardzo uwazac zeby nie spasc z hamaka albo nie dostac po lbie kokosem wloczac sie bez celu po plazy.
A w miasteczku? Tu dopiero sie dzieje. Co prawda lokalsi pozno wstaja za to im blizej wieczora tym bardziej daja sie we znaki. Te czarne dziewczyny potrafia wiele. No, na przyklad robia piekne fryzury, spiewaja, masuja itd. Staraja sie bardzo umilic nam zycie.
A czarne ciacha nie odstepuja cie na krok oferujac przerozne uslugi.. Wozenie lodzia, tance, zrywanie orzechow kokosowych, picie piwa, trawe, cygara, wozenie na rowerze, ubijanie piasku, lapanie krabow, lezenie w hamaku...
I tak sobie siedzimy w ulicznym barze, jedzac homary i obserwujac zycie. Ciekawe typy pojawiaja sie na horyzoncie.
Wchodza, wychodza ze sklepu z roznymi przedmiotami w reku. Belikin, lody, rum, bulki, chili, ciasteczka, szczotki, mleko, mydlo, woda, soki, tequila, puszki, nie wierm co jeszcze. Jeden pan z ciekawa fryzura sprawdza wyniki miejscowego lotto, a moze kontroluje zaklady.
Od morza wieje chlodna juz w nocy bryza. Czas zmienic lokal i uslugi.
Ale w koncu jedziemy. Plyniemy najpierw na staly lad i dalej do granicy. Wjezdzamy bez sensacji do Gwatemali i lokujemy baze nad jeziorem Peten Itza. To piekny wieczor, pelen muzyki i gwaru. Pyszne lody!
Marimba nie odstepuje nas na krok. Ale tez salsa i salsa w goraca tropikalna noc. Rano niestety trzeba wstac i jechac do ruin.
To jednak jest Tikal. Cudowne, piekne, tajemnicze miasto Majow. Zarosniete dzungla i pelne zwierzat. Ryk wyjcow towarzyszy nam nieustannie gdy wedrujemy lesnymi sciezkami odkrywajac kolejne niezwykle budowle. Niesamowite polaczenie, zespolenie dzikiej przyrody i starozytnych swiatyn.
Dlugo lezymy na szczycie piramidy delektujac sie cisza i magia miejsca.