Zakończyła się pierwsza wyprawa Gaudeamusa do Tajlandii Laosu i
Kambodży. jako pilot czekałem na nią z niecierpliwością. Spowodowane
to było nietypowym terminem- otóż wyjeżdżaliśmy niemal w środku pory
deszczowej. Pogoda okazała się wielkim zaskoczeniem. Wprost trudno nam
było uwierzyć w to, że padało tylko 2 dni w ciągu całej 24-dniowej
wyprawy (kilku deszczowych wieczorów nie liczę). Wielkim plusem natomiast
była temperatura, która w odróżnieniu do głównego sezonu
turystycznego (przypadającego na grudzień/styczeń) nie przekraczała 30
stopni. Od pierwszych chwil na półwyspie smakowaliśmy lokalnej, bardzo
specyficznej kuchni. Nie wszyscy zostali wielbicielami wyjątkowo
pikantnych potraw tajskich oraz nieznacznie łagodniejszych laotańskich
czy khmerskich. Jednak każdemu utkwiły w pamięci orientalne smaki zupy
tom yam, ryżu pad thai czy faszerowanych żab w Kambodży. Dla wszystkich
uczestników wyprawy była okazja podniesienia swoich kwalifikacji. Każdy
będzie mógł dodać nowy punkt w swoim CV- pomyślnie ukończony kurs
poganiacza słoni! Jednak obcowanie ze słoniami, tygrysami czy azjatycką
dżunglą to tylko przerywniki podczas zwiedzania fascynujących zabytków
Indochin. Cudowne świątynie Bangkoku, pozostałości Imperium Sukhothaiu,
świątynie Laosu oraz niezrównany kompleks świątynny Angor Wat. Jednak
mam wrażenie, że miejscem, w którym 100% uczestników było
szczęśliwymi była piękna wyspa Koh Chang, gdzie spędziliśmy pełne 2
dni. I znów okazało się iż czas nie wszędzie biegnie tak samo. Tutaj
na pewno 3 tygodnie to okres czasu o wiele krótszy niż w domu. Pozostała
masa wspomnień oraz dla mnie jako pilota niezwykle cennych doświadczeń.
Oraz termin wyprawy, który pozostanie niezmieniony.