Szybki skok na Wyspę Kobiet i juz testujemy plazową kuchnię, opartą na rybach, owocach morza i zimnym piwie. Cudowny zachód słońca sprawia, ze postanawiamy się z wyspy juz nigdzie nie ruszać.
Za dnia pływamy z maską na rafie. Delektujemy się rajskim krajobrazem, podziwiamy kolorowe podwodne zycie i utwierdzamy się w przekonaniu, ze to właśnie jest nasze miejsce na ziemi!
W ten błogi nastrój wkrada się powoli tchnienie huraganu Rina. Niebo czernieje, pada intensywny deszcz. To dopiero zapowiedź nadciągającego kataklizmu.
Czas ruszyć na południe. W przepięknym Tulum robimy przerwę na kąpiel w szmaragdowych falach ciepłego morza. Uganiamy się za iguanami i próbujemy odgadnąć ja to było w czasach Majów.
Jedziemy do Belize. Tam okazuje się, ze łodzie nie kursują, a ludzie w większości zostali ewakuowani z wysp. Kroi nam się perspektywa pozostania w Belize City i podziwiania trudnej sytuacji ludzi ledwo wiązących koniec z końcem.
Na szczęscie Rina zmierza prosto na północ i popołudniową łódką, z której wysiedli uciekinierzy, my płyniemy na spotkanie przygodzie!
Następnego dnia okazuje się, ze huragan wessał wszystkie chmury i zostawił nam nienaganny błękit! Mozemy popłynąć na rafę i rozkoszować się jej bogatym zyciem wewnętrznym..