Wikunie i lamy juz polecialy. Ja siedze na dachu domu i patrze jak z peknietej rury woda leje sie na ulice. Swiat wyglada jakby spadl deszcz ale przeciez tu nigdy nie pada. Jedni kierowcy wjezdzaja w ogromne bajoro bardzo powoli, inni rozpedzaja sie, nie baczac na przechodniow, leja strugami wody po chodnikach i scianach domow. Olowiane chmury wisza nad miastem. Wszyscy mowia, ze nie pamietaja takiej zimy. Kto by pomyslal, ze na 12 stopniu szerokosci geograficznej poludniowej moze byc tak zimno! Zrobilem pranie i teraz "suszy" sie na dachu a ja zostalem bez ubran bo przeciez do jutra nie wyschna. Skonczy sie chyba zakupami w pobliskim supermarkecie. Wkrotce znowu wyruszam w droge. Jarek, czy bedzie cieplo czy zimno? Bedzie przepieknie! Naprzod wikunie, ahoj przygodo!
P.S.
Dostalem list. Dziekuje wikunio. Wlasnie dla Was zyje!
Kroczę ścieżkami Machu Pichu.
Szukam domowników.
Zdaje się, że wczoraj tu byli.
Dziś kolorowy jak pióropusz ptak
wzlatuje nutami z kępy trawy ichu.
Zrywa się wąż, szybciej niż został dostrzeżony
unosząc pierzastą postać qetzalcoatla.
Walczę z wysokością, myślami tysiące lat układam
pod obojętnym wzrokiem alpaki...
W moich wspomnieniach, pięknych!!!
Dziękuję Dziarku!
wikunia :)